Manszet: Mały, ale wredny
Mówią, że diabeł tkwi w szczegółach, ale w świecie mody czasem to właśnie ten diabeł rządzi. Manszet, ten skromny podwinięty kawałek materiału na końcu nogawki, przebył drogę od błotnistych ulic Londynu do czerwonych dywanów Hollywood. Ale nie daj się zwieść jego prostocie – to kawałek tkaniny, który ma więcej historii, niż można by przypuszczać, i często brudniejszej niż okolice w których się znajduje… podeszwy butów.
Akt I: Król błota
Manszet. Samo słowo brzmi miękko, niemal pieszczotliwie. Ale rozszerzmy nieco perspektywę. To w istocie sprytna sztuczka tekstylna, wynaleziona, aby uratować spodnie przed zmiażdżeniem przez błoto, kałuże i – paradoksalnie – eleganckie brytyjskie pałace. Podwinięta nogawka spodni nie powstała z potrzeby elegancji, ale z brudnych, mokrych dróg, po których chodził król Edward VII. Bo przecież, jak na monarchę przystało, nie będzie brudził swoich spodni w kałużach, a o gumowcach nikt wtedy nie słyszał.
Jednak nie łudźmy się, to nie zawsze była sztuka. Manszet odwalał, dosłownie, brudną robotę jeszcze przed Edwardem. Kowboje z Dzikiego Zachodu używali manszetów, by przechowywać… gwoździe, tytoń, a nawet popioły z fajki! Romantyzm? Może. A może tylko pragmatyzm, którego elegancja nie przewidziała. Można by rzec że detal elegancji zaczynał karierę jako podręczny śmietnik. Brud, piach, kurz – myślę że manszet widział więcej, niż twój najdroższy garnitur kiedykolwiek zrozumie.
Akt II: Wielkość ma znaczenie
W męskim świecie elegancji długość, szerokość – wszystko ma swoje prawa. Szerokość manszetu? To nie tylko kwestia stylu. To polityka – delikatna, ale bezwzględna. Manszety szerokie? To wyrafinowana nonszalancja dla wysokich. Wąskie? Zmysłowa asymetria dla tych niższych.
To również dowód na to, że moda męska, jak kobieca, nie zna litości. Jeśli kiedykolwiek próbowałeś założyć spodnie o pół centymetra za krótkie lub za długie, wiesz, o czym mówię. Manszet to subtelna, niemal podstępna odpowiedź na to, że „długość ma znaczenie”. Gdy nogawki były zbyt długie, rolowało się je w dół, gdy zbyt krótkie – no cóż, nikt się tym nie przejmował. Bo manszet, mój drogi, to symbol kontrolowania chaosu.
Akt III: Buntownik z wyboru
„Manszet” nazwa, która pochodzi od francuskiego „Manchette”. Mimo etymologii, we Francja w XVIII wieku panowała zasada: żadnych długich spodni dla prawdziwych mężczyzn. Krótkie bryczesy, koronkowe podwiązki – oto była esencja męskiego stylu! Aż tu nagle manszety. Młodzi buntownicy, jeszcze przed rewolucją, zaczęli je nosić, łamiąc wszelkie zasady. Było to wręcz nielegalne! A moda? Ona żywiła się zakazami. Moda i rewolucja szły ręka w rękę. I tak oto manszety, te niepozorne zagięcia, weszły na salony w glorii – symbol rewolucji, wolności od opresji konwenansów, od skrępowania. C’est la vie!
Akt IV: Moda, czyli walka o przetrwanie
Manszet to nie tylko ozdoba. To mistrzowska odpowiedź na problemy materialne. Gdy w XIX wieku, manszety zaczęły na dobre panoszyć się po nogawkach arystokratów, były jak szwajcarskie banki na nogach. Ukrywały bogactwo, nieco symboliczne, nieco dosłowne. Skrawki tkaniny mogły być rozwijane lub zwijane – a zatem, gdy tylko spodnie zaczynały robić się zbyt krótkie, w ruch szły manszety. Nie marnowano tkaniny. Prawdziwa sztuka przetrwania w czasach, gdy krawiec był bogiem, a metr tkaniny kosztował fortunę. Kto by pomyślał, że w dobie masowej produkcji ten zapomniany trik oszczędności stanie się synonimem elegancji?
Akt V: Dżentelmeni z manszetami
Jeśli myślisz, że manszet to tylko dla grzecznych chłopców, to się grubo mylisz. Urodzony na dzikim zachodzie, odrodzony przez kontrowersyjnego króla kobieciarza, symbol rebelii i buntowników. Edward VII podłożył fundament, ale to nowoczesna moda uznała, że manszet to element garderoby dla prawdziwych twardzieli. Od Cary’ego Granta po współczesnych dandysów – każdy szanujący się dżentelmen nosi manszety. Czasem dla efektu, czasem dla wygody.